Biblioteka

 
Czartery

 
Rejsy

 
Dla firm

 
Kursy specjalistyczne

 
Konsultacje

 
Pomoc w planowaniu rejsu

 
Szukasz skippera?

 
Przeprowadzanie jachtów

 
Last Minute!



 
 
 
KUBA – WSPOMNIENIE Z REJSU 14-28.02.2009
tekst: Hanna Hańć

Galeria już wkrótce!

W Polsce zimno, mokro, śnieżnie deszczowo, ciemno – jedziemy na Kubę – co za radość! Przeczytaliśmy na jej temat wszystko co się dało, łącznie z oficjalnymi stronami internetowymi hoteli w Havanie. Tu pierwsze zdziwienie Europejczyka – wszystkie strony były graficznie identyczne a informacje, łącznie ze wpisami wspominkowymi podobne. Ale co tam – 50 lat komuny i reżimu zrobiło swoje, informacja jest scentralizowana, ale dla turystów rzetelna. Tak naiwnie myśleliśmy jeszcze przed wyjazdem. Moja opowieść o Kubie jest inna niż w przewodnikach – troszkę napisana ku przestrodze dla tych, którzy mogą nie kojarzyć polskiego hasła: „Telewizja kłamie”.
Ponieważ pamiętamy jeszcze komunistyczne czasy w Polsce zaopatrzyliśmy się trochę bardziej obficie niż zwykle – jak się póżniej okazało na szczęście – i wyruszyliśmy w dobrych humorach w naszą podróż w nieznane.
Po przylocie do Havany – pierwsza niespodzianka na lotnisku – w trakcie sprawdzania paszportów i wiz fotografują oczy. Wydłuża to niemożliwie kolejkę, jak się chwilę póżniej okazało - nie szkodzi, bo po przejściu kontroli na dwóch, nieoznaczonych pasach transmisji bagażu odbywa się jego wydawanie z dwóch Boeingów 747, które w tym samym mniej więcej czasie przyleciały z Europy. Bałagan niemiłosierny, wszyscy biegają od jednej linii do drugiej w poszukiwaniu toreb, torebeczek, waliz, plecaków, sprzętu nurkowego…
Nas było czworo – trochę trwało zanim się pozbieraliśmy. W końcu wyszliśmy z lotniska, pomimo wieczorowej pory, poczuliśmy ciepłe, tropikalne powietrze, agent wpakował nas do taksówki i ….. do hotelu na pierwsze mojito!
Hotel wybraliśmy trzygwiazdkowy – na zakończenie pobytu doszliśmy do wniosku, że mogliśmy sobie zafundować coś więcej, bo ogólnie sprawiał dziwne wrażenie. Pomijam pokoje – obsługa w recepcji generalnie niezainteresowana, po raz pierwszy okazało się, że bez znajomości języka nie udałoby się wycofać pobranego dzień wcześniej depozytu; obowiązywały dziwne zasady rozliczeń z agencją rezerwującą hotel, a nie z recepcją; wszędzie było mnóstwo Panów w białych koszulach i czarnych garniturach, z krótkofalówkami przy spodniach – wiecznie coś do nich mówili. Nawet w trakcie występów zespołu – odbierali co chwilę telefon i zeznawali co się dzieje. Muzyka za to boska! Oni naprawdę śpiewają jak zaczarowani!
Po śniadanku – przyzwoitym – krótki spacer i pierwsze zderzenie z rzeczywistością. Dwie przecznice dalej sklep spożywczy, wyszła z niego starsza pani, prawie płacząc, że został tylko jeden, malutki chleb. Turyści w hotelu mieli go w bród – zrobiło mi się troszkę przykro, bo przy sobie nie miałam nic do jedzenia.

Katamaran hiszpańskiego armatora czekał na nas w Cienfuegos. Na miejsce dojechaliśmy autobusem zamówionym przez agencję turystyczną. Po 4 godzinach jazdy oczom naszym ukazała się marina – biały pałacyk. Na wodzie dwie łódki – nasza i żeglarzy niemieckich. Obsługa podstawowa mariny - hiszpańska. Listę zaopatrzenia nasz kapitan przesłał odpowiednio wcześniej, wydawało się, że wszystko pójdzie gładko - a tu niespodzianka. Przeurocza Kubanka z dużym biustem, władczyni sklepu, stwierdziła z rozbrajającą szczerością, że niestety nie dowieźli wszystkiego z naszej listy. Tu znów przydał się hiszpański, pozycja po pozycji zaczęliśmy weryfikację, Doszliśmy do czerwonego, wytrawnego wina z Chile. Butelek było 13 – Kubanka zachwycała się jakością tego wina, dostała jedną w prezencie i nagle…. Znalazły się jajka, ryż, różne zamienniki do naszego podstawowego zamówienia. Na koniec podpisałam w 4 egzemplarzach niewypełnione druki RW, przez co zyskałam jej tak ogromną sympatię, że zostałyśmy dozgonnymi przyjaciółkami, co przypieczętowała jeszcze jedna butelka wytrawnego rumu gratis, tym razem z jej strony. Myślę, że dzięki moim podpisom, cała jej rodzina przez kilka miesięcy miała spokój z zaopatrzeniem.
Nieustająco zadziwiał nas problem z chlebem i świeżymi warzywami. Chleb kupuje się za lokalne pesetas a nie za convertibles (waluta dla turystów), a warzyw jest albo bardzo mało, albo w ogóle ich nie ma. Kubańczycy oduczyli się pracy na roli, ma się wrażenie, że oni w ogóle (poza obsługą turystów) nie pracują. 12 postawionych przez Rosjan cukrowni w Cienfuegos jest nieczynnych, elektrownia atomowa nieskończona, port pusty.

Pilnowali nas stale i wszędzie, w dzień i w nocy, każde wejście i wyjście do portu musiało być zgłaszane. Przychodziło 2-3 oficerów, każdy sprawdzał paszporty i listę załogi pozycja po pozycji, sprawdzano port wyjścia i planowany, kolejne wejście. Sprawdzali też kajuty – szukając nie wiedzieć czego. Hiszpański znów się przydawał – rozluźniał troszkę atmosferę i pozwalał na delikatne żarty w odhumoryzowanym świecie.

Nasz kapitan dzielnie wyznaczył kurs na Isla de la Juventud przez Cayo Largo, gdzie miały być małpy, krokodyle, nurkowania i inne cuda. Pomijam warunki nautyczne i stan techniczny katamarana, bo to wymagałoby osobnej opowieści. Cudownych, opisanych w przewodnikach wrażeń po prostu nie było, plaże to „rezerwaty przyrody” i nie wszędzie można było zejść na ląd. Jak już zeszliśmy to nie wiadomo skąd pojawiał się strażnik pytając, kiedy odjedziemy. Po drodze po raz pierwszy spotkaliśmy rybaków - langusty w ilościach nieprzyzwoitych dostaliśmy od nich wówczas po raz pierwszy. Handel wymienny – za rum, koszulki, okulary, zupki w proszku. Pieniądze się nie liczą, bo nie ma co za nie kupić. W drodze powrotnej też ich spotykaliśmy – langusty zaczęliśmy jeść na śniadanie, obiad, kolacje, smażone, duszone w pomidorach, prażone z cebulką. Nic innego, świeżego nie było dostępne.

Nurkowania z jachtu praktycznie niemożliwe, a marina na Isla…. Duże przeżycie. Tu się dopiero okazało, że 50 litrów paliwa trzeba załatwiać z hotelu Colonel obok mariny. Zapomnieliśmy już z czasów naszych kartek, że paliwo – to jedna z ważniejszych rzeczy w handlu wymiennym. Czekaliśmy długo i w końcu się udało, ale do końca nie byliśmy pewni, czy wypłyniemy z pełnym bakiem. Do tego, że jesteśmy jedynym turystycznym jachtem na tych wodach w międzyczasie zdążyliśmy się przyzwyczaić. Wyczytaliśmy w naszych przewodnikach, że hotel „Colonel” w pobliżu mariny ma piękne molo, wchodzące daleko w głąb płytkiej laguny, na końcu którego jest bar. Wyposzczeni po tygodniu na łódce doszliśmy do wniosku, że tego nam właśnie potrzeba. Jak zobaczyliśmy molo nie wiedzieliśmy za bardzo czy się śmiać, czy płakać.

Zadziwiająca jest naturalna radość ludzi, żyjących na Kubie. Może dlatego, że nie znają innego świata, a może dlatego, że słońce im świeci są radośni na przekór życiowym niedogodnościom. Smutek dotyka starców i zwierzęta – nie dla wszystkich starcza jedzenia. Wystarczy powiedzieć, że kara za zabicie krowy to dożywotnie więzienie, a za zabicie człowieka 6 lat. Krowa (wołowina) to mięso dla turystów, a dla lokalnej ludności ryż z fasolą, czasami ryba (jak sobie złowisz) i piwo.
Kuba, wyspa jak wulkan gorąca, powinna być obowiązkowym punktem dla tych wszystkich, którzy marzą „Komuno wróć”. Wniosek, który nasunął się nam na koniec pobytu, jest jeszcze taki, – że poziom mentalnej destrukcji ludności Kuby jest tak wysoki, że nawet gdyby doszło do politycznej zmiany – to trzeba wielu, wielu lat i pokoleń, aby uczynić z tej wyspy raj na ziemi. Nie wiem co by się stało, gdyby trzeba było coś naprawić na jachcie, albo szukać pomocy medycznej. Wyobraźni w tym kierunku wolę nie uruchamiać.

Na koniec słówko o Che. Comandante Che Guevarra to ikona pop kultury – koszulki, czapki, wiersze, piosenki – po śmierci bohater, w czasie walk przyjaciel Fidela. A może Fidel nie wierzy przyjaciołom? A może był zagrożeniem?

Aprendimos a quererte
desde la histórica altura
donde el sol de tu bravura
le puso cerco a la muerte

Aquí se queda la clara
la entranable transparencia
de tu querida presencia
comandante CHE GUEVARA

Czy jest potrzebne tłumaczenie? Chyba nie – to o miłości, po prostu.


powrót


 
 
 
 
Kontakt

 
Załoga SEAMASTER

 
Aktualności

 
Newsletter

 
Powiadom znajomego

 
Do ulubionych

 
Ankieta


 
(C) 2005 Seamaster.pl :: Zastrzeżenia prawne :: Mapa serwisu :: Thanks :: Cape Otway
Nie rób plagiatu stron SEAMASTERa - zostanie to wykryte przez program Copyscape! Aktualności SEAMASTERa